*** Pięć dni później ( czwartek) Obudziłam się o 9:00.Harry już był przy moim łóżku.Dał mi ciuchy ma ja poszłam się przebrać.
Lekarz dał mi wypis i wyszliśmy ze szpitala. -Jaką masz do mnie prośbę? -Jedźmy na cmentarz. -Do Victorii? -Tak. -Dobrze. Wsiedliśmy do auta i zmierzaliśmy ku cmentarzowi.Jenny nad grobem Vicky,zaczęły pojawiać się łzy w oczach.Przytuliłem ją wtedy.Jak zwykle udawałem ,że śmierć Victorii na mnie nie wpłynęła.Że przyjście w to miejsce nic dla mnie nie znaczy.A,e to nie prawda.Sam wolałbym być na miejscu Vicky,albo umrzeć razem z nią.Najchętniej klęknąłbym bym w tym miejscu i ryczał jak najęty.Chcę wykrzyczeć całemu światu co czuję,a Bogu,że to nie sprawiedliwe.Ale nie.Ja Harry Styles.Pieprzony Harry Styles muszę znów udawać bo inaczej nie potrafię.Zamiast się popłakać,krzyczeć czy coś,to ja przytuliłem Jenny mówiąc: -Ona jest przy nas.Czuwa nad nami.Będzie dobrze.
-Wyjedźmy z tond.-zaproponowałem. -Co? -Ucieknijmy od tej chorej rzeczywistości.Zostawmy to i mając tylko siebie wyjedźmy...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz