"Starym się jest wówczas, gdy więcej radości przynosi przeszłość niż przyszłość"
El mnie przytuliła kiedy zauważyła,że moje oczy się zaszkliły.Ten moment zakłócił nam dzwonek do drzwi.
Poszłam otworzyć drzwi.Był to listonosz.Musiałam podpisać odebranie listu.Usiadłam na kanapie.Kiedy tylko zobaczyłam,że to z sądu podałam kopertę Zaynowi.
-Ty ją otwórz i mi powiedz kiedy mam tam pojechać,ja nie chcę na to patrzeć, ani na oskarżenia ,a tym bardziej na nazwiska.-powiedziałam biegnąc do swojego pokoju. Rzuciłam się na łóżko i płakałam.Nie miałam już siły walczyć o swoje racje.Cały czas się buntowałam.Odkąd zmarła mama ,tata nie miał ze mną łatwo.Dogadywaliśmy się chociaż było ciężko mu ze mną wytrzymać.Byłam przekonana ,że nie ma nikt racji.Harry to zmienił.Sprawił,że lepiej patrzyłam na świat.Dzięki niemu doceniłam siebie,innych.Zauważyłam ,że życie jest piękne,mimo że tak często zaczynałam je od nowa.I pewnie nie raz zacznę.A bynajmniej spróbuję.Ale kiedy tak leżałam i płakałam ,a popołudniowe słońce "zaglądało" do mojego pokoju,odpowiedziałam sobie na jedno z moich pytań,a mianowicie:
Czy mnie to na prawdę boli?
Nie.To nie boli i nigdy nie bolało.Ja byłam po prostu rozczarowana.Kochałam go i nadal kocham.Miałam nadzieję,że to będzie trwało wiecznie,że będzie jak w filmie,gdzie gdy ludzie się godzą film się kończy i są razem do usranej śmierci.Ale nie.To nie film ani bajka i nie jesteśmy i nie będziemy ze sobą do usranej śmierci.Miałam na to nadzieję i dla tego się rozczarowałam.Nigdy nie bolało i nie boli.Może kiedyś zaboli...kiedyś.Doszłam też do wniosku,że często mylimy uczucia.Radość ze szczęściem,kłótnię z dyskusją,ból z rozczarowaniem czy żalem.Mylimy złość,chciwość,zazdrość,a to wszytko nie najlepiej nam służy.
Moje ciche płakanie i rozmyślanie patrząc w okno z chusteczką w ręku,przerwały otwierające się drzwi.Stał w nich Zayn z kartką.Kiedy tylko zrobił jeden krok szybko odwróciłam głowę w drugą stronę.Stałam się dzika.Uciekałam jak zwykle.Usiadł obok mnie.
-Poradzisz sobie.
-Nie poradzę.Z niczym nie radzę!-szybko wstałam.
- Spokojnie masz nas,pomożemy ci...- mówił spokojnym głosem.
- Łatwo ci mówić bo tobie zawsze wszystko wychodzi! Nie wiesz przez co przechodziłam! Mi nigdy nic się nie udaje!Ja zawsze jestem najgorsza! Zawsze poniżana,nigdy nie mam racji! Zawsze to inni ją mają! To ja byłam tym wyrzutkiem! To ja byłam do wyśmiewania! To po to się urodziłam! Żeby mieć przez całe pieprzone życie przesrane! Mam dość rozumiesz?!-popchnęłam pustą szklankę stojącą na stoliku z ogromną siłą tak,że się rozbiła o ścianę. Upadam na kolana płacząc. -Mam dość.-dodałam prawie niesłyszalnie. Zayn podszedł do mnie ,klęknął koło mnie i zamknął w objęciach. Wreszcie to z siebie wyrzuciłam. Może nikt tego nie słuchał,ale ważniejsze,że było mi lżej na sercu. Powiedziałam co mi ciążyło od czasów przedszkola.Nikomu o tym nie mówiłam. Nawet rodzicom ani bratu. W szkole się nie dzieliłam bo nie miałam komu i nie chciałam.
-Rozprawa w sądzie jest jutro.-powiedział spokojnie po czasie.
-Co?! -zarwałam się zapłakana z podłogi.
- Rozprawa w sądzie jest jutro.-powtórzył jeszcze raz tak samo spokojnie.
- Jutro?!
- No przecież mówię.
- Ale ja nie mam siły ! I przecież...
- Dasz sobie radę. Nie masz się drzeć swojej ślicznej mordki na pół wsi i wbiegać na Mount Everest w dwie minuty. Opanuj się,kobieto.
- Jak słusznie zauważyłeś jestem kobietą i mam prawo być nie ogarnięta w przeciwieństwie do ciebie.
***Następny dzięń
Ogarnęłam się szybko, bardzo szybko. Ubrałam coś stosownego do tego lekki makijaż ,niebieski żakiet i czarne szpilki,żebym choć trochę była wyższa niż zazwyczaj ,a mój wzrost to obciach.Niall już na mnie czekał.Wiem,że jadę do sądu ,gdzie trzeba być ą i ę ,ale nie szykowałam żadnej wymowy.Wsiadłam do auta z Niallem,reszta była w sądzie jako świadkowie rozprawy,tłumu,widowni jak kto woli.W każdym bądź razie nic nie mówili.Takim to dobrze.
Wysiadłam z auta i obeszłam auto dookoła.Niall otworzył szybę.
-Zapomniałaś czegoś?
Wtedy namiętnie go pocałowałam.
-Tak,powiedzieć,żebyś życzył mi szczęścia.-dodałam kiedy oderwaliśmy się od siebie.Poszłam w odpowiednie miejsce i czekałam przed salą.Więc sobie czekam siedząc na ławce i szukam choć światełka na stokrotce,czegokolwiek co mi doda otuchy a co widzę? Stylesa w garniturze z wypindrzoną lafiryndą.Aż wstałam i uśmiech sam mi się w darł na twarz.Harry nic się nie odzywał,ale jego towarzyszka nie poszła w jego ślady.
-Co się tak lampisz?-zapytała ,a raczej zapiszczała.
-Styles chociaż do sądu nie przyprowadzałbyś swoje dziwki.- powiedziałam do Harry'ego.
-O co ci chodzi?!-znów zapiszczała.
Ja podeszłam do Hazzy.
-Serio?
-Co?
-Stać cię na lepszą.
-No chyba nie na ciebie.-znów oberwał ode mnie w policzek.Skąd we mnie tyle agresji do niego?Nie wiem.Ale uważam na każde jego słowo i automatycznie na nie reaguje.Przestałam dawać sobą pomiatać.Poszłam w inny korytarz i napiłam się wody.Niall do mnie jeszcze przyszedł zobaczyć jak się czuje,na wszelki wypadek i powiedział,że zaraz będzie rozprawa więc wróciliśmy w odpowiednie miejsca.Zostaliśmy wezwani na salę.Stara śpiewka jak to wszędzie : Proszę wstać,sąd idzie." i "Otwieram rozprawę w związku...".Kiedy zostałam poproszona o przedstawienie swojego zdania powiedziałam prawdę.Nie wiedziałam,że to się wydarzyło.Świadkiem tego zdarzenie nie byłam,że siedziałam jak zawsze w domu przed telewizorem lub robiąc kolację z przyjaciółmi.Na pytanie sądu czy z nimi mieszkam odpowiedziałam tak,że mieszkałam wcześniej z Harrym,ale po naszych sprzeczkach i nieodpowiedniego dobrania nie mieszkam.I zaczęło się jakie sprzeczki,jakie kłótnie co mi zrobił,przejawy agresji itd.Odpowiadałam zgodnie z prawdą.Nie zamierzałam kłamać.Kiedy skończyło się moje przesłuchanie i został wezwany kolejny świadek wybiegłam z sali...
Mam nadzieję,że wam się podoba.Proszę o komentarze.
Boskie *-*
OdpowiedzUsuń